piątek, 17 kwietnia 2015

5. Falsyfikat, bunt i szafa


Siedzieli pod oknem sali matematycznej czekając na wyjście profesora. Na szczęście Adbeh nigdy nie patrzył przez nie, bojąc się znaleźć tam świdrujące oczy Leny. W końcu nauczyciel wyszedł z klasy, a chłopcy szybko wepchnęli Lenę do środka przez otwarte okno. Gdy zorientowali się, że jest bezpiecznie dołączyli do dziewczyny. Alra pociągnął za klamkę kantorka. Drzwi były zamknięte.
- Zamknięte.
- Widzimy, idioto. - odburknęła Lena. Na szczęście Dziak był na to przygotowany.
- Zdajcie się na mnie - chłopak wyjął wsuwkę z włosów Leny. Przyjaciele ze zdumnieniem obserwowali przyszłego prawnika, który z łatwością poradził sobie z zamkiem do drzwi.
- Ej, może jednak zmień profesję?
- Nie, wolę być uczciwy - Uśmiechnął się błyskotliwie wpuszczając Lenę do środka.
- I na dodatek dżentelmen - uszczypliwie dodał Alra. Dziak spojrzał na niego z wyższością i podążył za dziewczyną. Sraola to zignorował, uznał misję za ważniejszą od swojego ego. 
Przyjaciele nieco się zawiedli. Kantorek wyglądał zwyczajnie, a nawet obleśnie. Większość miejsca było pokryte kurzem i pajęczynami. Alre przechodziły ciarki gdy spoglądał na ostro zakończone cyrkle, miał wrażenie, że ich końcówki są ubrudzone czymś więcej niż tylko potem uczniów zmuszanych do pracy przy tablicy, co już samo w sobie było obrzydliwe.
- I co teraz? - zapytała Lena.
- Zamawiamy ekipę sprzątającą - zaproponował Alra.
- Nie! Nikt nie będzie sprzątał pomieszczenia pana Adbeha! Poza mną!
- Ktoś cię pytał o zdanie, psychopatko?!
- Hm, pomyślmy. TY!
W tym czasie Dziak namiętnie przyglądał się niedbale ułożonym na półce podręcznikom. Zauważył, że tylko jeden z nich jest ułożony prosto. Zainteresowany pociągnął za niego, a jedna z szafek kantorka odsunęła się odsłaniając jakiś dziwny, ciemny i czysty korytarz. Alra uśmiechnął się szczęśliwy. Znaleźli schody, a na ich końcu oświetlony korytarz z wielkimi drzwiami na końcu. 
Alra nagle wciągnął przyjaciół w ciemniejsze miejsce.
- Co jest? - spytał Dziak.
- Dzięki mojemu czułemu zmysłowi czystości usłyszałem jak ktoś spuszcza wodę w kiblu - pochwalił się - Ktoś tam jest, w łazience. Macie dziesięć sekund aby przebiec korytarz zanim wyjdzie. Biegiem!
Lena i Dziak pognali w stronę drzwi, zdążyli zniknąć za nimi zanim na korytarzu pojawił się mężczyzna. Alra przykucnął obserwując jak mężczyzna znika za tymi samymi drzwiami co przyjaciele.
Dziak i Lena znaleźli się w ogromnej sali. Była sterylnie czysta, miała białe ściany i podłogę. Wszystko oświetlały świetlówki. Kroki na korytarzu były coraz głośniejsze. Zauważyli dużą szafę i szybko się za nią ukryli. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna, Lena od razu rozpoznała blond anioła. Blondyn popijając kawę usiadł na kancie biurka i wpatrzył się w monitor. Puścił swoją ulubioną, niemiecką muzykę ludową i kołysłał się zupełnie nie do rytmu. Nagle usłyszał wołający go głos:
- Ile jeszcze razy będę musiał tego słuchać?! - rozległ się głos. Znany głos. Dziak spojrzał na niespokojną Lenę. Zobaczyli Adbeha. Chłopak szybko zasłonił jej usta dłonią powstrzymując jęk zdziwienia. Gestem nakazał jej milczenie. Wiata pokiwała głową po czym oboje skupili się na dwójce mężczyzn i wsłuchali się w ich rozmowę.
- To jest piękna, głęboka, wzruszająca muzyka narodowa Niemców. Jak możesz jej nie lubić? - Blond anioł wydawał się być oburzony. Matematyk skrzywił się nieprzyjemnie. Oczy Leny rozszerzyły się, nigdy go takiego nie widziała.
- Ale ja jej nie znoszę - burknął Adbeh - wyłącz ją natychmiast! 
Oburzony mężczyzna niechętnie wyłączył magnetofon, po czym zaczął nucić melodię pod nosem.
- Dobra, co z chłopakiem? Pierwsza faza ukończona? 
- Tak, ukończona. Był nieźle przestraszony na początku, ale jest teraz otępiały. Za kilka dni będzie można rozpocząć drugi etap.
- Świetnie, potrzebujemy takich dzieciaków jak smarkacz Wiata. - odrzekł zadowolony Adbeh uśmiechając się perfidnie. Przerażeni spojrzeli na siebie. Dziak wyraźnie poczuł drżenie przyjaciółki.


 Przycisnęła sobie ręce do ust by nie wydać żadnego dźwięku. Nie dziwił się, nauczyciel nie wyglądał tak strasznie nawet na matmie. Złapał ją za rękę. Nie spodziewał się, że dziewczyna może ściskać z taką siłą. Uśmiechnął się do niej jakby nigdy nic, chociaż sam był przestraszony. Wzięła głęboki oddech i z determinacją na twarzy ponownie zaczęła podsłuchiwać.  Zimna ręka przylgnęła do ust Dziaka i Leny. Wystraszeni obrócili się za siebie. 
- Wiejemy - rozpoznali głos Alry. Kamień spadł im z serca. Cicho podążyli za czarnowłosym, po chwili znaleźli się na zewnątrz. Nie zdążyli nic powiedzieć bo Lenie zadzwonił telefon. 
- Gdzie ty jesteś? Wracaj do domu, dziecko! - usłyszała po drugiej stronie słuchawki.
- Mama? - zapytała zdumiona.
- Nie, króliczek wielkanocny! No gdzie się szwędasz? Dopiero co przyjechaliśmy... - głos kobiety się załamał.
- Co? Czekaj, zaraz będę! - zawołała wciąż zdumiona. W tym czasie chłopcy patrzyli to na siebie, to na Lenę, zdziwieni. Rodzice dziewczyny przyjeżdżali do Australii bardzo rzadko. Szybko pobiegli do domu Wiatów. Na miejscu zastali rozhisteryzowaną panią Wiata, milczącego pana Wiata i płaczącego dziadka.
- Jeszcze się pytasz?! Len... Len nie żyje! - zawołała kobieta dramatycznie. Spojrzeli na nią zdziwieni, dopiero po chwili przypomnieli sobie, że oni nic nie wiedzą.
- Spokojnie, mamo - powiedziała Lena, co wywołało u kobiety napływ furii.
- Jak możesz być tak nieczuła?!
- Nie, chodzi o... - Dziak nie zdążył dokończyć zdania, gdy mama Leny spojrzała nie niego morderczo.
- Dosyć, właśnie skończyliśmy formalności pogrzebowe. - odezwał się w końcu ojciec. - Za półtora godziny odbędzie się pogrzeb, potem wracasz z nami do domu.
- Przecież tu jest mój dom?
- Nie stracę również ciebie - głos taty Leny na chwilę się załamał, on sam przez chwilkę wyglądał na dotkniętego, ale szybko spoważniał.
- Twój dom jest z nami, szkoda, że zrozumieliśmy to tak późno. - dodała mama.
- Ale ja wcale nie chcę wyjeżdżać z Australii. - zaprotestowała.
- Tak będzie lepiej - odezwał się dziadek Wiata.
- Lena ma siedemnaście lat, ma prawo do decydowania o tym, gdzie chce mieszkać - rzucił niby obojętnie Alra.
- Nie pytałem cię o opinię - burknął ojciec Leny.
- To nie zgodne z prawami człowieka! - zdenerwował się Dziak.
- A moja opinia się nie liczy? Nigdzie się nie wybieram, TU jest mój dom. To WY ten dom opuściliście. 
- Powinniście już iść - powiedziała mama Leny puszczając mimo uszu słowa córki.
- Nie ma mowy - zaprotestował Dziak. 
- I tak wybieramy się na pogrzeb - mruknął Sraola i wolno poszedł do wyjścia. Przy progu przywołał Dziaka, który niechętnie powlekł się w jego kierunku, wiedział, że na razie nie jest w stanie nic zrobić. Chłopcy zniknęli za drzwiami zostawiając Lenę samą.
- Co ty kombinujesz, przecież nie powiesz mi, że ci na niej nie zależy. - Dziak patrzył na przyjaciela - twarz Alry wyglądała zagadkowo, myślał nad czymś, intensywnie. Dziak był pewny, że przjaciel ma jakiś plan.
- Po pogrzebie porwiemy Lenę - powiedział beznamiętnie Alra.
- Pogrzało cię?
- Fascynują mnie psychopaci, mówiłem ci. Ty odstawisz jakąś tkliwą scenkę i zablokujesz wyjście, a gdy będzie zamiszanie, zgarnę ją.
- Zamierzasz ją nieść? - zdziwił się Dziak. Alra spojrzał na niego urażony.
- Nie, przyjadę konno. Znikniemy na kilka godzin i wrócimy do ciebie.
- Przecież się domyślą, że jest u któregoś z nas. 
- Najciemniej pod latarnią. Nikt się nie dowie, że w ogóle byłem na tym pogrzebie. Poza tym, masz tą starą szafę babci, ukryjemy ją w niej jakby przyszli.
- Jesteś szalony. - Agnes głośno wypuścił powietrze z płuc. Alra uśmiechnął się lisio.
- Wiem.
***
Lena ucieszyła się widząc Dziaka wśród tłumu, lecz nigdzie nie zauważyła Alry. Szczególnie teraz matka nie chciała słuchać jej tłumaczeń odnośnie spisku nauczyciela matematyki i nieznanego mężczyzny o pseudonimie blond anioł, w którym zakochał się dziadek. Dziak podszedł do dziewczyny i udając, że składa jej kondolencje kazał jej być blisko tylniego wyjścia. Oddalił się nie wyjaśniając niczego więcej. 
Duchowny rozpoczął ceremonię, obecni pogrążyli się w milczeniu pragnąc pożegnać się ze zmarłym. Rodzice Leny i Lena płakali cicho przed trumną. Grabarze powoli opuszczali trumnę ze zmarłym, zaczęto wrzucać kwiaty i wiązanki do grobu.
Dziak powoli podszedł do zagłębienie, patrzył na swoje stopy. Dłonie, w których trzymał różę mocno drżały. Starał się jak najlepiej udawać załamanego. 
- Czemuś nas opuścił?! Byłeś taki młody, zbyt młody mój przyjacielu! - Nagle głos Dziaka się zmienił, z cichego stał stawał się coraz głośniejszy. Teatralnie upadł na kolana i zaniósł się suchym szlochem próbując śpiewać starą pieśń pogrzebową. Kilku ludzi próbowało go uspokoić, na marne. Ten gest tak bardzo wzruszył rodziców Lena, że zajęli się łzami. Lena słuchając wcześniejszych słów przyjaciela powoli wycofała się do tylnego wyjścia z cmentarza. Ani trochę nie rozumiała zagrywki Dziaka. Usłyszała tęten kopyt. Nim zdołała się obejrzeć czyjeś silne ramię podniosło ją do góry. Znalazła się na koniu.
- Zabieram cię stąd - głos Alry brzmiał nadzwyczajnie radośnie.
- ... Co? 
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę twoim rodzicom z tobą zniknąć? - Lena taktownie milczała. - Jak mogłaś tak myśleć?!
Wreszcie dogalopowali do domu Alry. Puste ranczo przypominało miejsce z westernów. Alra zsiadł z konia i pomógł zejść oszołomionej Lenie.
- Musimy wrócić do szkoły. Widziałem Adbeha na pogrzebie, a to oznacza, że jego blond anioł jest w tym dziwnym baraku sam. 
- I co zrobimy?
- Jeden z nas odwróci jego uwagę, a drugi zamknie go w kiblu. - wyjaśnił spokojnie. - I poszukamy Lena, pewnie gdzieś tam jest.
Oczy Leny rozświetliły się jakby zobaczyła łydki Adbeha. Zgodziła się. Kiedy dotarli do szkoły i znaleźli okno sali matematycznej ponownie włamali się do kantorka. Już z daleka usłyszeli niemiecki folklor. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- To boli - powiedział Alra zniesmaczony,
- Więc to wyłącz - uśmiechnęła się Lena - a gdy będzie sprawdzał co się stało walnę go w głowę tym - wskazałam na sporych rozmiarów drewniany cyrkiel. Sraola wyciągnął telefon i włączywszy jedną z aplikacji wywołał zagłuszające fale radiowe. Niemiecki folk ustał. Przyjaciele usłyszeli jak Artemij klnie.
- Przygotuj się, idzie sprawdzić bezpieczniki. - Przyjaciele ukryli się za drzwiami do łazienki przylegającymi do budki z zabezpieczeniami. Na szczęście Alra miał przy sobie chusteczki higieniczne, więc nie musiał niczego dotykać. Lena dzierżąca w dłoniach półmetrowy cyrkiel z drewna uśmiechała się perfidnie. Rosjanin nieświadomy zagrożenia oparł się o ścianę sprawdzając bezpieczniki. Lena z całej siły uderzyła cyrklem w jego czaszkę. Uderzenie było tak mocne, że mężczyzna stracił przytomność. Alra spojrzał na Lenę z dumą. Chłopak wciągnął blond anioła do łazienki i go w niej zamknął.
- Teraz szybko, wątpię, żeby drzwi długo go powstrzymały! - Udali się do sterylnej sali i zaczęli poszukiwania, niestety oprócz chemikaliów, dziwnych próbek i sprzętów nie znaleźli nic znaczącego. Alra włączył komputer, na ekranie zamigotały kolorowe statystyki i wykresy. Lena szybko zauważyła swoje nazwisko przy jednym ze słupków. 
- Co to? - wskazała palcem. 
- To wygląda jak jakieś oprogramowanie - powiedział Alra - jakby ktoś zbierał informacje i przesyłał je do gry.
- To nie ma sensu, gram tylko w Naruto Ultimate...
- Dlatego jesteś ograniczona intelektualnie.
- Menda...
- Spójrz - Alra wskazał prawy, górny róg ekranu, wyskoczyło tam okienko ładowania z napisem "konwertowanie do Dark Side zakończone". 
- Czy to nie ta gierka, o której jest ostatnio głośno w telewizji?
- Wyprodukowana przez Mołotow Company, nie?
- Właśnie. - Nagle zza drzwi łazienki doszedł głośny huk. - Nasz przyjaciel właśnie się obudził. 
- Wynośmy się stąd, Lena tutaj nie ma. Wydrukuj te informacje, szybko.  
- Ok - udało im się przedrukować informacje i znaleźć w szkole zanim Rosjanin rozwalił łazienkę. 
- Mamy szczęście, od drugiej strony nie da się tu wejść. - powiedział Sraola zamykając tajne przejście. Lena poskładała kartki i oboje wyszli z kantorka.
- Gdzie teraz? Nie mogę wrócić do domu bo od razu zabiorą mnie do Szwecji.
- Zatrzymasz się w domu Dziaka - rzucił. Dziewczyna milczała przez chwilę analizując sytuację.
- Najciemniej pod latarnią? - roześmiała się.
Do domu Dziaka, a właściwie do tylnych drzwi jego domu dotarli późnym wieczorem. Agnes przywitał ich radośnie, zjadając ostatnią muchę ze słoika. Alra skarcił go wzrokiem.
- No co, zajadam stres.
- Dziękuję, Dziak. Nie chciałam z nimi jechać. - powiedziała Lena. Alra pacnął ją w głowę.

- A ja?! - zapytał obrażony.
- To był plan Alry, ja tylko doskonale odegrałem swoją rolę - skromnie odpowiedział Dziak.
- No... dzięki zboczeńcu. Nie musiałeś mnie tak macać podczas wciągania na siodło. - mruknęła.
- Jeżeli myślisz, że dotykanie twojego brudnego ciała sprawiło mi przyjemność, powinnaś się leczyć. Jestem głodny, włuczenie się za Leną wyczerpuje... - Zostawił zszokowaną dziewczynę z otwartymi ustami i wszedł dostojnie do środka. Zanim doszedł do kuchni ktoś zadzwoni do drzwi, po chwili rozległ się głos oznajmujący przybycie rodziców Leny.
- Alra, pokaż Lenie szafę babci i ją jakoś upchnij, ja otworzę. Zachowujcie się naturalnie! Naturalnie! - Dziak pobiegł do drzwi.
- Gdzie ona jest?! - przywitała się pani Wiata.
- Ach, pani Wiata... przepraszam za moje zachowanie na pogrzebie, śmierć Lena to dla mnie zbyt wielki cios... - oznajmił smutno.
- Mamy gości? - za plecami Dziaka pojawił się Alra wgryzając się w jabłko.
- Gdzie. Jest. Moja. Córka?
- W domu obok? - zapytali niewinnie.
- Nie kpijcie - warknął tata Leny.
- Jeżeli pan chce, niech się rozejrzy, ale gwarantuję, że oprócz centymetrów kurzu na meblach nic pan nie zobaczy. - powiedział obojętnie Alra i wrócił do kuchni. Rodzice Wiaty weszli do środka, rozglądając się za córką, gdy upewnili się, że nie ukrywa się pod łóżkiem, ani w wannie wrócili do kuchni. 
- Ona uciekła, prawda? - stwierdziła mama Leny.
- Nie wiemy, ostatni raz widziałem Lenę na pogrzebie. - powiedział Dziak.
- Ja nie widziałem syfa odkąd wyszedłem z domu staruszka Wiaty. - dodał Alra.
Po 10 minutach, gdy rodzice wrócili do domu numer 100, a przyjaciele stwierdzili, że jest bezpiecznie, poszli wypuścić dziewczynę. Lena wypadła z szafy razem ze starymi ubraniami i bielizną babci Agnes.
- Jeżeli się nie wykąpiesz, będziesz spała w budzie. - stwierdził Alra.
- Dziak nie ma psa, jełopie.
- Ale ma budę, w ogrodzie jest taka jedna ozdobna, ale rodzice zrobili ją dla ciebie jak byłaś mała.
- Nie kłam, widziałam zdjęcia, gdy byłeś mały i spałeś w niej. Tak w ogóle nie śpieszy ci się do domu? - spytała złośliwie. Czuła się urażona zamknięciem w szafie ze śmierdzącą bielizną.
- A żebyś wiedziała - Alra wziął kurtkę z wieszaka, ubrał buty i przybił Dziakowi żółwika. - Rano skoczę do sklepu i sprawdzę czy mają to całe Dark Side. Tymczasem pilnuj, żeby śmierdziel się umył.
Już był za drzwiami, gdy usłyszał:
- I gdzie idziesz, debilu? Jest ciemno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics