poniedziałek, 29 grudnia 2014

1. Prolog

Brak komentarzy:

- Co ty robisz? Co ty robisz, no?! Jak ty trzymasz te nogi, nie, nie, nie... to nie jest jazda... Zabijasz mnie tym! - bulwersował się Alra, patrząc na jadące na koniu dziecko.
- Spokojnie! Na początek, usiądź przodem. - łagodziła sytuację Lena.
- O nie... idę do domu, po prostu idę - załamał się Alra i wyszedł z hali.
- A idź pan! - zawołało za nim dziecko, siedzące już poprawnie na koniu. W tym całym zamieszaniu nikt nie zauważył Dziaka skradającego się do konia od tyłu. Rozległ się cichy szept, który usłyszała tylko Lena:
- Mucha...
Dziewczyna zareagowała błyskawicznie:
- Nie, Dziaku, nie! Nie! - nie zwracając uwagi na krzyk dziewczyny Dziak zaszedł konia od tyłu i rzucił się na jego zad z siateczką na motyle. Klacz przerażona napaścią rzuciła się do galopu, porywając ze sobą zdezorientowaną dziewczynkę.
- Stań w strzemionach! Zatrzymaj ją! - próbowała pomóc Lena.
- Jak?! 
- Ja cię uratuję! - Alra powrócił trzymając w dłoni marchew. Pomachał nią, a klacz pokłusowała w jego stronę. Zmaltretowane dziecko podskakiwało na jej grzbiecie jak worek ziemniaków. Lena i Alra skarcili Dziaka spojrzeniem, który był zbyt zajęty muchą by to dostrzec.
Dziewczynka zeszła z konia i na chwiejnych nogach podeszła do instruktorów. 
- Jesteście beznadziejni! - zawyła z łzami w oczach. Chłopak zignorował ją, ale Lena zażądała zapłaty. - Za co?! Że mnie prawie zabiliście?! 
- Mówiłaś, że lubisz przygody - powiedział Dziak, chowając muchę do specjalnego słoika.
- Lubię przygody, ale nie śmierć! - oburzyło się dziecko. 
- Ja to załatwię - Alra spojrzał na nią z pogardą. - Ty nie byłaś nawet jej bliska... Spróbujmy jeszcze raz. Wypad Dziak z tej sali!
- Tylko tym razem usiądź przodem na koniu - dodała Lena, machając Dziakowi na pożegnanie. 
Po godzinie wyszli z hali zadowoleni. Dziak spojrzał w lśniące oczy muchy, po czym podbiegł do przyjaciół.
- Co się stało? Macie kasę?
- Tak - odparli jednomyślnie.
- Zaraz, gdzie jest dziecko? - zapytał Dziak, a mucha bzyknęła porozumiewawczo.
- Rodzice ją odebrali - wyjaśniła Lena. Dziak wytrzeszczył oczy.
- Pewnie zachwycałeś się wtedy tą swoją muchą - prychnął Alra. - Nieważne, mamy kasę. Idziemy na lody.
- Dobrze Pan gadasz. Polać mu! - uradował się Dziak.
- Wieta, polej mi! 
- Sam se polej jełopie! Pfy! - zirytowała się. 
Po jakiś piętnastu minutach przyjaciele byli w drodze do lodziarni, atmosfera spoważniała, jedynie Dziak czujnie szukał kolejnej ofiary. Lena powoli odsuwała się od Alry, który kierował w jej stronę odśweżacz powietrza, ponieważ śmierdziała koniem. Zresztą, jak każdy z nich. 
Niezręczną ciszę przerwał sygnał karetki, która po chwili przejechała obok nich razem z wozem strażackim.
- Wieta, czy to nie twój dom się tam pali? - spytał lekko zdezorientowany Alra.
- Co? O kurde! - Lena pobiegła za wozami. Chłopcy za nią.
Gdy dotarli na miejsce strażacy kończyli gasić pożar. Dwóch sanitariuszy wynosiło kogoś na noszach, dziewczyna szybko do nich podbiegła. Stwierdziła, że wyglądali dość dziwnie jak na ludzi po studiach medycznych, jeden z nich był łysy i dobrze zbudowany, a jego oczy niespokojnie obserwowały otoczenie. Drugi miał długie, spięte w niski kucyk, włosy, a na jego szyi widać fragment tatuażu.
Na noszach leżał nieprzytomny dwunastolatek, Lena przeraziła się widząc poparzoną twarz brata. Rozejrzała się wokoło, szukając dziadka. Nawet Dziak przestał szukać much i wraz z przyjaciółką zapytali sanitariuszy gdzie jest dziadek.
- Nie widzieliśmy tu nikogo, prócz tego chłopca - powiedział z fałszywą troską łysy mężczyzna.
- To nie możliwe, dziadek cały czas był w domu - zaniepokoiła się Lena.
- Pewnie umarł - dodał blondyn.
- Jeszcze żyję, aniele - powiedział szelmowsko dziadek opierając się na ramieniu Alry.
- Dziadek! - Lena skoczyła mu na szyję lecz staruszek ją odepchnął.
- No już bez takich czułości - mruknął, podziwiając zgrabne łydki blond anioła. Sanitariusze zajęli się ładowaniem chłopca do karetki, odrzucając zaloty dziadka Leny.
- Alra... uratowałeś mojego dziadka, gdy te jełopy mówiły, że on nie żyje... Dziękuję! - zawołała wzruszona dziewczyna.
- Hy, hy, hy. Nie ma za co - odparł z błyskiem w oku.
- Co z jej bratem? - zapytał Dziak.
- Musimy zabrać go do szpitala, zatruł się czadem - odpowiedział jeden z sanitariuszy.
- Chcę z nim jechać! - oświadczyła zdecydowanie dziewczyna.
- Nie ma mowy.
- Czemu?! - zdenerwowała się.
- Bo nie.
- To nie odpowiedź - odparł Alra.
- Przepisy tego zabraniają, dzieciaki - odparł zadowolony blondyn.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale nie ma takiego przepisu - powiedział Dziak, wyciągając niewielką książeczkę.
- Każda minuta go zabija, będziesz nas spowalniać! - uniósł się blondyn.
- Kiedy piękna kobieta coś powie, należy jej posłuchać, wnusiu - dziadek położył dłoń na ramieniu Leny. - Szczególnie, gdy ma piękne, blond włosy. Nie to co ty.
- Ale dziadku...
- Nie! - krzyknął, po czym namiętnie spojrzał na blondyna, który się wzdrygnął. - Daj numer, piękna.
- Chyba przesadziłem z tym cukrem... Posłuchaj, zaopiekuj się dziadkiem, zadzwonimy, gdy chłopak się wybudzi.
- Ym... dobra - zgodziła się, a karetka odjechała natychmiast.
- Ej, a ten, nie dałaś im numeru - powiedział zażenowany Alra.
- Nie martwcie się, jest w rękach anioła. Mamy tu większy problem, trzeba posprzątać, strażacy tego za was nie zrobią. Ja idę do sąsiadki pożyczyć parę rzeczy.
Odszedł.
- Zacznijmy od herbaty - entuzjastycznie zaproponował Dziak.
- Ok.

( To będzie wspaniały thriller)

Szkielet Smoka Panda Graphics